wtorek, 9 lutego 2016

8 II 2016r.

Porażka.
Byłam zupełnie rozsypana. Kilka razy musiałam robić zagalopowanie. A do tego jeszcze to...
Jadę galopem w prawo, wolta w A,  już ostatni zakręt, Szronka mi się rozpędza i jedziemy prosto na bandę. Nie mogłam już zakręcić, zdałam się na nią. Szronka w lewo, a ja prosto w bandę. (Zachęcam do noszenia kasków i kamizelek)
Wsiadłam i nie byłam w stanie się spiąć. Pani kazała mi zrobić to koło kilka razy w kłusie, potem zagalopowanie i jeszcze raz. Nie mogłam. Bałam się, iż się nie zmieścimy, nie zakręcę, nie uda mi się. Próbowałam parę razy, ale mimo, że kręciłam ciasno, zawsze przed minięciem punktu X (na środku) wracałam na ścianę.
Rozkłusowywałam się już, kiedy Szronka przyśpieszyła trochę i zagalopowała. Nie mogłam jej zatrzymać. Wodze miałam luźne, nie byłam w stanie szarpnąć jej jak należy, anglezowanie nie działało za mocno. Zwolniła, lecz nie mogłam zrobić przejścia, co dawało klaczy możliwość ponownego rozpędzenia się, choć z całych sił starałam się ją powstrzymać. Nie wiem, co się ze mną stało. JA, tak, ta ja, która uważła, że jest już dość doświadczona, zbyt doświadczona na to, ja PISZCZAŁAM.
 W końcu instruktorka zaszła mi drogę, choć bardzo się przestraszyłam, to próba ta dała pozytywny skutek. Szronka zwolniła. Chyba chciałam weschnąc z ulgą i wtedy... pisnęłam. Szronka znów poszła w galop, a ja dalej panikowałam. Kilka razy powiedziałam nawet słabo: ,,Ja nie chcę, ja się boję".
Pani na szczęście przy najbliższej okazji zmusiła Szronkę do zatrzymania się zagradzając jej drogę tak, że musiała skręcić w stronę bandy pod kątem, przez co nie mogła się obkręcić i wzięła mnie na lonżę.
To przykre, lecz poczułam się bezpiecznie dopiero, gdy stanęłam na ziemi. Nie wydaje mi się, żeby Szronka miała złe zamiary, po prostu wszystko zmieszało się i... tak wyszło. Mam nadzieję, że następnym razem będę bardziej przytomna.