poniedziałek, 14 marca 2016

z 13 III 2016r.

Znów wsiadłam na klacz siostry. Chyba będę już tak jeździć.
Jeździłyśmy na dworze. Nigdy nie miałam problemu z rozruszaniem tej arabki w kłusie, ale mimo to czułam, że wczoraj była o wiele żywsza niż zwykle. Na początku nikt nam nie przeszkadzał, tylko pomocnik właścicielki chodził z Belle Fleur, a potem zniknęli na moment, żeby wrócić znów bez siodła na koniu. Później przyszła instruktorka z Szafirą, jej siostra ze Szronką na lonży, potem z Alaską... Mimo wszystko generalnie nie było zbyt tłoczno. Poza tym nasz plac jest ogromny (:
Kiedy nadszedł czas galopu pani najpierw kazała mi przejechać woltę w ćwiczebnym i zrobić na niej zagalopowanie. Parę przejść do kłusa i zagalopowań też było. Odkryłam, że świetnie zmienia się na niej nigę, choć bryka.
Podczas odpoczynku w stępie pani ułożyła drągi na kłus zkrzyżaczkiem na końcu i 2x drągi na galop. Zakłusowałam, uspokoiłam ją, jedziemy. Z lewego najazdu przejechałyśmy dragi ze skokiem na końcu, galopem daleeko od żółtej reklamy (koło F) najazd na  pierwsze drągi, miało być przejście do kłusa, żeby zmienić nogę, ale trenerka krzyczy: ,,Jedź, jedź, zmieniła!", no od narożnika to jadę na drugie. Trochę nią skręcałam przed, ale... (;
Jeszcze raz przejechałyśmy, odpoczynek. Pani zrobiła na końcu pierwszych drągów stacjonatę (przeszkoda z płaskim drągiem, to co skaczę na Szafirze). Przejechałyśmy tak samo. Klacz leciała nad wyraz przyjemnie, chociaż to był bardziej lot niż skok. Ciężko to opisać.
Kolejny odpoczynek, instruktorka zrobiła mi oksera na końcu drugich dragów (dwie stacjonaty tuż za sobą o drągu na tej samej wysokości, tworzące jedną przeszkodę). Również było dobrze. I kolejne rozstępowanie. Pani podwyższyła (o wiele) krzyżaczka. Jedziemy. Potem podwyższyła wszystkie przeszkody. Uprosiłam ją, żebym mogła przejechać trasę po galopie Szafiry (trochę mało mi było miejsca xD), na którą swoją drogą ktoś w końcu musiał wsiąść, bo nie wydawało mi się, żeby brykała. Niestety nie widziałam żadnego z jej zagalopowań, sama nie wiem jakim cudem.
Przejechałyśmy wszystko jeszcze raz, znowu, jak przy każdym przejeździe z resztą nie musiałam przechodzić do kłusa. Skoki, to jest to!
Pani podwyższyła wszystko znowu (gdyby krzyżaczek był stacjonatą to drąg byłby napradę wysoko). Szacując było to ok. 60cm (na zdjęciu z Szafirą skaczemy ze 30). Krzyżaczek normalnie, ze stacjonatą poszło już gorzej, czułam, iż jej trochę zawadzam. Jadę okser, przeskakuję, jestem już na ziemi i takie nie, nie, nie, gleba. Strasznie mnie potem tylnia część bolała przy wstawaniu siadaniu, schylaniu się i tym podobnym. Przeszłam się chwilę na nogach, bo jakoś dziwnie bolały mnie plecy, jak przy bandzie. Wsiadłam, pokłusowałam ją, zrobiłam znowu krzyżaczek i sama nie wiem jakim torem najechałam na okser. Dobrze, że go przeskoczyłam, bo trochę się bałam, inaczej skończyłoby się pewnie podobnie jak z bandą.
Jeszcze stęp, kłus, stęp w derce. The end.
Spokojnie, czuję się całkiem normalnie, nie zwariowałam po tym upadku (;
Nathing

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz